Nie każdy uraz to wypadek. Ale każdy wypadek zaczyna się od szczegółu.
„Szefie, chyba coś mam z okiem… piecze i łzawi. Chyba uderzyłem się o przekładkę na regale.” – powiedział zmęczonym głosem Marek, magazynier z ośmioletnim stażem.
Był środek zmiany. Spokojny dzień. Magazyn działał jak w zegarku. Marek wykonywał rutynowe czynności: kompletacja zamówień, skanowanie, układanie. Gdy sięgał po cięższą paczkę z dokumentacją techniczną z górnej półki, nagle przekładka z tworzywa sztucznego – lekko wysunięta – zahaczyła go w okolice oka. Reakcja była natychmiastowa: ból, łzawienie, zaczerwienienie. Z pozoru nic poważnego. Ale wystarczyło, by na hali zapadła cisza.

Zgłoszenie i działania
Brygadzista zareagował zgodnie z procedurą. Marek został odesłany do punktu medycznego, a zespół powypadkowy rozpoczął analizę. Szybko ustalono:
- Zdarzenie było nagłe,
- Miało miejsce w związku z pracą,
- Miało zewnętrzną przyczynę (przekładka z PCV),
- Było potwierdzone przez świadków.
Prawo mówi: potrzebny uraz
Zgodnie z art. 3 ust. 1 ustawy z dnia 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych, za wypadek uznaje się zdarzenie, które powoduje uraz lub śmierć.
A czym jest uraz? Zgodnie z art. 2 pkt 13 tej samej ustawy:
„Uraz to uszkodzenie tkanek ciała lub narządów człowieka wskutek działania czynnika zewnętrznego.”
I tu pojawił się problem. Marek nie udał się do okulisty. W punkcie medycznym nie stwierdzono żadnych obrażeń. Nie wykonano USG ani badania dna oka. Otrzymał tylko zwykłe krople łagodzące. Zespół powypadkowy miał związane ręce.
Protokół i trudna decyzja
Zgodnie z § 6 i § 7 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 1 lipca 2009 r., zespół powypadkowy ma obowiązek ustalić:
- czy wystąpił uraz,
- jaki był jego charakter,
- i czy zdarzenie spełnia wszystkie przesłanki wypadku.
Brak dokumentacji medycznej i brak trwałego uszkodzenia narządu wzroku uniemożliwił jednoznaczne stwierdzenie, że Marek doznał urazu. Tym samym nie można było formalnie uznać zdarzenia za wypadek przy pracy.
Ocena ryzyka – cichy bohater
Ale to nie koniec historii.
Specjalista ds. BHP postawił pytanie, które zmieniło ton całej sprawy:
„Czy ten regał był oceniony pod kątem ryzyka związanego z wysokością i dostępnością? Czy przekładki mogą być źródłem urazu ocznego?”
Po szybkim sprawdzeniu dokumentacji okazało się, że… nie. W karcie oceny ryzyka nie uwzględniono ryzyka kontaktu wzrokowego z elementami wystającymi z regałów magazynowych. Brakowało zapisów dotyczących ergonomii chwytania oraz minimalnych odległości między materiałami a przestrzenią pracy operatora.
Wniosek? Zdarzenie stało się punktem zwrotnym dla doskonalenia systemu BHP.

Działania prewencyjne wdrożone po zdarzeniu:
✔ Przegląd regałów i przekładek pod kątem wystających elementów
✔ Dodanie opisu zagrożenia do oceny ryzyka zawodowego
✔ Szkolenie stanowiskowe nt. zagrożeń mechanicznych okolic oczu
✔ Wymiana przekładek z ostrymi krawędziami na zaokrąglone
✔ Uzupełnienie środków ochrony indywidualnej o okulary ochronne przy pracy na wysokości oczu
✔ Weryfikacja ustawienia półek i maksymalnej wysokości składowania
Refleksja: To nie zawsze musi być dramat
To nie był dramatyczny wypadek. Nie było pogotowia ani szpitala. Ale właśnie takie sytuacje pokazują, jak pozornie błahy incydent może uruchomić istotną zmianę w podejściu do bezpieczeństwa.
Bo nie każde piekące oko to wypadek, ale każde może być ostrzeżeniem.
Morał:
Prawo może nie uznać urazu – ale praktyka BHP nie może go zignorować.
Ocena ryzyka zawodowego to nie dokument do szuflady, ale żywy system reagowania na zagrożenia – nawet te, które mają tylko czerwone spojówki, a nie złamane kości.